Archiwum 19 września 2006


wrz 19 2006 Wypieszczona...:)
Komentarze: 12

Hm...tylko dwa dni mnie tu nie byo a tyle sie wydarzyo, tyle emocji... Otóż tego wieczorku kiedy pisalam list do S. bylam umówiona ze znajomymi na disco :) Ale ten list tak mnie rożali, że bylo mi tak cholernie smutno, ciężko i źle, że to musialo miec swoje skutki w moim późniejszym zachowaniu... Kara obchodzila swoje urodziny, postawila alkohol, a ja powiedzialam, ze dzisiaj to nawet ja sie z nimi napije. Wszyscy postawili na mnie oczy, ale tylko sie ucieszyli, to w końcu taki rzadki widok :P Nie musialo minąć zbyt wiele czasu, ażebym byla upojona tą przeroczystą substancją. Byl z nami również M. - kolega jeszcze od zerówki, zresztą pierwsza milość wlasnie w owej zerówce :P Tak mi sie z nim dobrze tańczylo, że nawet nie przypuszaczam co sie może wydarzyć. M. pocalowal mnie w usta podczas wolniejszej piosenki... Nie protestowalam. Bylo mi tak dobrze. Pozniej zaczeliśmy sie calować po francusku i bylo mi jeszcze lepiej. Odwzajemnialam jego pocalunki i czulam blogość w ciele. Razem wracalismy z owej dyskoteki - w objęciach przy niezobowiązującej rozmowie. Bardzo sympatycznie. M. odprowadzil mnie pod samą klatke, póżniej nawet wszedl ze mna do klatki. Obejmowal mnie, aż w końcu znowu pocalowal... Zapytalam dlaczego tyle zwlekal z tym pocalunkiem, tylko spojrzal na mnie lekko sie usmiechnąl....i....bylo mi tak dobrze.... Calowal mnie, pieścil tulil, dotykal, glaskal, mizial, gryzl - robil to wsztko czego tak bardzo brakowalo mi od czterech miesiecy. I robil to z taką czulością i namiętnością.... Rano wstalam taka wypieszczona i szczęśliwa. Nie, nie będe z M. bo to kolega - tak po prostu, ale nie żaluje tego co sie stalo, bo dalo mi to tyle przyjeności.... Myśle, ze gdyby nie alkohol nie odwazylabym sie, a tak.... Cudownie i blogo - tak dokladnie czuje sie kiedy ogarniają mnie wpsomnienia tej sobotniej nocy i prawie poranka...

 

Może kogoś zaskocze, bo samą siebie też zaskoczylam... Widzialam sie rownież z S. Pierwszy raz od może nawet dwóch miesięcy.... To bylo zupelnie przypadkowe spotkanie, nie zamierzam go opisywać, bo po co. Napisze tylko, że z nim równiez sie calowalam, tulilam, powiedzial, ze kocha, że zrobi wszystko.... Hm... dziwne to wszystko. Powiedzialam, że nie chce być dla niego wyrocznią, trzymać go za twarz i mówić to możesz a tego nie, kiwac paluszkiem jak mamusia. Nie chce myśleć za nas oboje, przecież jesteśmy dorośli, on też. Powiedzialam, że po tym jak potraktowal mnie po rozstaniu, że nie zlożyl mi życzeń, nie pomógl ze stancją, nie powinnam nawet patrzeć w jego strone, bo on na to nie zasluguje, ale jest zajebistym szczęściarzem i po prostu go kocham. Nadal, po tym wszystkim jest w moim sercu i duszy. Powiedzialam, jestem, niech to bedize dla Ciebie motywacją, to, ze moge być... Twoja... Zobaczymy co z tym zrobi. Powiedzial, żebysmy sie nie śpieszyli, że chce powoli odbudować moje zaufanie... Dziwne jest tylko to, że uśmiecham sie teraz sama do siebie na myśl....o...M....

 

her-soul : :